poniedziałek, 16 grudnia 2013

What About Now? Rozdział IV

 Hej! Z góry przepraszam za tak krótki rozdział, miał być dłuższy, ale niestety nie mam czasu :(. Wiem, że zakończenie nie jest satysfakcjonujące, ale reszta w następnym rozdziale, który pojawi się jutro albo w piątek. Jeszcze Was poinformuję, a teraz czytajcie :):


  

Alice obudziła się i rozejrzała się. Zobaczyła telewizor przed sobą. Leżała na kanapie w salonie, przykryta kocem. Przypomniała sobie, skąd się tu wzięła. Uśmiechnęła się, ale potem pomyślała, że dziś jest ten dzień, w którym trzeba wszystko wyjaśnić. Na pewno rodzice będą do niej dzwonić, a możliwe, że również Wiki. Kim ona była? Najlepszą przyjaciółką Al. Znały się od podstawówki i były rówieśniczkami. Spotykały się codziennie, nawet wtedy, gdy Al „przeskoczyła” do gimnazjum. Wiki nie miała najlepszej sytuacji w domu. Mieszkała tylko z ojcem, który pracował do późna, a gdy już wracał, miał wieczne pretensje do Wiki. Raz nawet ją uderzył, ale (na szczęście!) dzięki interwencji ojca Al., nigdy więcej tego nie zrobił. Wiki wciąż z nim mieszkała, a właściwie tylko tam spała. Tak naprawdę mieszkała u Al. Spędzała tam wiele godzin i traktowała Adamsów jak swoją rodzinę…
Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Zobaczyła Daniela, który wstał już wcześniej, bo był już ubrany. Al spojrzała na zegarek: była szósta rano.
 - Czemu wstajesz tak wcześnie?- zapytała chłopaka z udawaną pretensją.
- Dzień dobry- uśmiechnął się Dan.- Muszę przecież zjeść śniadanie. Dzisiaj będę robił tosty, a to zajmuje mi… no, dużo czasu.
- Tosty?-Al była zdziwiona- Tosty zajmują ci dużo czasu?- zaśmiała się. Zawsze podziwiała ten nietalent do kuchni u mężczyzn. Sam Izzy Adams robił trzy kanapki w 20 minut. A przecież jeszcze sprzątanie J.
- A ty umiesz je robić?- Dan był zaskoczony- Ja lubię je jeść, ale w przygotowaniu są dla mnie nieosiągalne…
- Pomogę ci- powiedziała odważnie dziewczyna, powstrzymując się od śmiechu.- Tylko się ubiorę.
- Dobra, czekam w kuchni.
Al  wywlokła się z łóżka i poszła do łazienki, zabierając po drodze swoją torbę.
Gdy w końcu się ubrała, weszła do kuchni. Zobaczyła Dana wyciągającego wszystkie „składniki” z lodówki. Był to ser, szynka, masło i chleb.
- Jesteś w końcu!- zawołał.- Zaczynałem się robić głodny- uśmiechnął się.
- Nie było mnie 5 minut, nie przesadzaj- Al również się zaśmiała.
„Piekielnie trudne” tosty dziewczyna zrobiła w 3 minuty. Dla Dana była to prędkość światła. Zjedli równie szybko. Al posprzątała i zapytała się:
- Co będziesz teraz robić?
- Nie wiem. Zależy, co ty chcesz robić.
- Jest tu jakaś galeria handlowa? – w odpowiedzi spytała Alice- Kupiłabym trochę ciuchów i kosmetyków. Nie zabrałam zbyt dużo z domu.
- Tak, jest i to dosyć blisko. Możemy tam zaraz jechać.
- To super! Możemy już iść!
Al  i Dan wyszli z domu i poszli na przystanek tramwajowy. Chwilę później tramwaj nadjechał. Kupili bilety i zajęli miejsca.
- Wiesz, kojarzy mi się to z moją „ucieczką” – zaczęła dziewczyna.- Jechałam wtedy podobnym autobusem.
- Wtedy? To było wczoraj- roześmiał się chłopak.
- No tak, przepraszam. Straciłam poczucie czasu.
W tej samej chwili zadzwonił telefon Al. Spojrzała na wyświetlacz.
- Kurwa- zaklęła cicho pod nosem. Dzwoniła Wiktoria. Al z trudem nacisnęła zielony guzik. – Halo?- spytała ostrożnie i cicho, jakby się czegoś bała.
- Alice!!!- odezwał się spanikowany, wysoki głos dziewczyny. – Gdzie jesteś?!
- Wiki… Jestem w Krakowie.
- Gdzie?!
- W Krakowie- Al starała się być spokojna. – Wyjechałam Wiki, ale się o mnie nie martw.
- Nie martw? Nie martw?! – Wiki nigdy nie była jeszcze tak wkurzona. – Przychodzę do ciebie, jak zawsze w sobotę, a ciebie nie ma!
- Wiki, uspokój się. A są rodzice?
- Nie!!! Nikogo nie ma! Wracaj do domu… Proszę- głos przyjaciółki się załamał. Alice wyczuła od razu, że coś jest nie tak.
- Wiki, co się stało? – zapytała.
- Nic, nic takiego…
- Dobra, ja jestem w tramwaju. Wysiądę, to zadzwonię. Wtedy WSZYSTKO mi opowiesz.
- Dobrze, czekam.
Dziewczyna rozłączyła się i westchnęła. Bała się o przyjaciółkę. Spojrzała na Daniela. Patrzył na nią z niepokojem.
- Coś się stało? – spytał.
- Nie, nic… Koleżanka dzwoniła.
- Szuka cię?
- Tak… Nie wiem co się stało. Daleko jeszcze? W galerii do niej zadzwonię.
- Niedaleko, właściwie… Już wysiadamy- Dan wstał i ruszył do wyjścia tramwaju. Al zrobiła to samo. Jej oczom ukazała się wielka galeria handlowa. Wyglądała naprawdę pięknie.
- Chodź, pójdziemy usiąść na ławce w środku- powiedział chłopak. – Porozmawiasz sobie spokojnie.
- Dobra, chodźmy.
Weszli do środka i usiedli na ławce. Al wyciągnęła telefon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podoba się, a może nie? Wykaż się i napisz, co sądzisz o blogu :)